— Jak wysoka pensję pan tu pobierasz?
— Ośmnaście tysięcy franków.
— Kiedy pan widziałeś barona Worms po raz ostatni?
— Wczoraj w południe.
— O której godzinie wyszedłeś pan z biura?
— Jak zwykle, o trzy kwadranse na piątą po południu.
— Jaką sumę pieniędzy w kasie pozostawiłeś?
Fryneryk Müller wyjął z kieszeni mały portfel, cały zapisany cytrami.
— Sześćset dziewięćdziesiąt tysięcy franków, rzekł, spojrzawszy na ostatnią kartę.
— W jakich papierach ta suma, znajdowała się w kasie?
— Czterysta czterdzieści pięć tysięcy franków w biletach bankowych, dwanaście tysięcy w złocie, ośm tysięcy w monecie oo sto sous, a w różnych innych walorach około dwustu dwudziestu pięciu tysięcy franków.
— Zatem banknoty i złoto tworzyły razem według pańskiego opowiadania sumę wynoszącą czterysta pięćdziesiąt franków? Powiedz mi pan, pytał dalej sędzia, czy ta, tak ważna kradzież nie zachwieje kredytu tutejszego bankierskiego domu i nie sprowadzi wypadku zawieszenia wypłat?
— Nigdy! w żadnym razie. Mamy złożone w banku dwa miliony. Wystarczyłby podpis właściciela, aby je ztamtąd odebrać.
— Ile było kluczy do tej kasy?
— Dwa klucze.
— Jeden z nich znajdował się u pana zapewne?
— Tak. Drugi pozostawał w ręku barona.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/62
Ta strona została przepisana.