stauracji, zjadł tam obfite śniadanie, wypił butelkę wina a przywoławszy fiakra, kazał się zawieść na ulicę des Orfevres, gdzie na czwartem piętrze zajmował skromne mieszkanie. Wszedłszy do siebie, minął pusty przedpokój i otworzył do sypialni, a raczej obszernej garderoby.
Za pierwszym rzutem oka można byłoby sądzić, iż to jest aktorska gotowalnia. Wzdłuż ściany, na hakach, wisiało mnóstwo kostjumów, począwszy od niebieskiej płóciennej bluzy malarskiego robotnika, wapnem poplamionej i najrozmaitszych uniformów, aż do czarnego fraka, z purpurową wstążeczką przy butonierce. Po nad każdym z owych kostjurnów wisiała peruka, potrzebna do skompletowania przebrania.
Pod jednem z okien pokoju, wychodzącem na ulicę, przez które falą wpływało światło słoneczne, stał wielki stół z ruchomem w pośrodku zwierciadłem.
Najrozmaitsze bielidła w postaci płynu i maści, słoiki z blanszem i różem, farba sinawa, ołówki pastelowe, słowem najrozmaitsze przedmioty, jakich używają aktorzy przed ukazaniem się na scenie, zalegały szeroki stół w malowniczym nieładzie.
Jobin przez parę chwil tylko pozostawał w owym pokoju i nie użył żadnego z wyż wymienionych przedmiotów dla zmienienia swej fizjognomii. Wziął nieco pieniędzy, wsunął w kieszeń mały rewolwer, wdział ciepłe palto w przewidywaniu chłodnej nocy i udał się do prefektury policyjnej, gdzie prosił o wskazanie sobie dwóch towarzyszów podróży.
0 szóstej godzinie znalazł ich na stacji i wsiadł wraz z nimi na pociąg dążący ku granicy. Tam, zasiadł-