Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/87

Ta strona została przepisana.

familijną, znalazł się posiadaczem dziesięciu tysięcy liwrów renty.
Ów skromny dochód pozwolił mu żyć dostatnio, na łonie spokojnej ciemnoty. Lecz młody spadkobierca spostrzegł, że owe banknoty mogą mu posłużyć na środek do uciech wszystkiego rodzaju, jakie niegdyś błyszczały przed jego oczyma podczas czytywania ulubionych romansów.
Wynajął sobie przedewszystkiem w bogatej części miasta mały lokal w antresoli, jaki zapełnił gustownemi meblami. Kupił dwa konie, zgodził lokaja i groma, miał wielu przyjaciół i kilka kochanek.
Nie dziwna przeto, iż w ciągu lat czterech zrujnował się zupełnie. Ileż innych w jego miejscu w ciągu miesiąca byliby stracili te nędzne dwieście tysięcy franków.
Gdy konie wraz z przyjaciółmi i kochankami zniknęły z ostatnim kuponem renty, Jobin sprzedał ruchomości, za jakie dostał tysiąc talarów, schronił się do małego pokoju w drugorzędnym hotelu i po raz pierwszy zapytał sam siebie, z czego mu odtąd żyć przyjdzie?
Jobin zapalił się uniesieniem dla bohaterów1, współczesnej policji, owych żyjących narzędzi działań opatrzności. Mówił sobie że nie masz piękniejszej roli ponad pełnienie obowiązku przez tych ludzi, inteligentnych, odważnych, poświęcających swe życie obronie prawdy i sprawiedliwości, stawiających mężnie czoło wszelkim niebezpieczeństwom.
Wzniosłe i romantyczne ich egzystencje, pełne walk i tragicznych wypadków pociągały go niepokonanie. Odkrywał w sobie zdolności, mogące go wyprowadzić