— Śmierć barona Worms, nieprawdaż? zapytał Jobin, wlepiając nieruchomie wzrok w baronową, jedno z tych spojrzeń, przenikających do głębi duszy.
— Nie ja mówię o śmierci, odpowiedziała młoda kobieta. Niech mnie Bóg uchowa pomimo wszystko com wycierpiała, bym miała życzyć nieszczęścia człowiekowi, którego noszę nazwisko.
Odpowiedź tę wygłosiła z takim oddźwiękiem szczerości, że Jobin uczuł się być do głębi wzruszonym.
— Powiedziałaś mi, pani, rzekł po krótkim przestanku, że pan baron nie zezwoliłby na rozłączenie?
— Tak, jestem tego pewną.
— Jak sądzić więc mogłaś pani, że po ucieczce ścigać cię nie będzie?
— Panie, przysięgam, że ani na jedną chwilę nie postawiłam sobie tego zapytania, lecz spodziewałam się, że stanąwszy na obcej ziemi, zatracę ślad wszelki za sobą, żyjąc w ukryciu, pod zmienionem nazwiskiem. Zamierzyłam podróżować wiele, szukać długo miejsca, zanim wybiorę dla siebie schronienie, w którembym zniknęła na zawsze!
— Ależ to drogo kosztuje taka koczownicza egzystencja, mówił agent. Wicehrabia de Presles bogatym być musi bezwątpienia.
Fala krwi uderzyła z serca na twarz baronowej i okryła ją rumieńcem.
— Nie wiem, odpowiedziała, to mnie nie obchodził Pan de Presles ofiarował mi tylko swoje usługi i poświęcenie. Nic więcej od niego bym nieprzyjęta, on dobrze wie o tem.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/97
Ta strona została przepisana.