— Zatem pani musisz posiadać osobiste znaczne środki pieniężne? Gdy się opuszcza swój kraj bez nadziei powrotu, zabiera się z sobą natenczas zwykle grube sumy!
— Zabrałam to, panie, odpowiedziała, wskazując leżącą na krześle skromną torbę podróżną, o jakiej Hortensja mówiła sędziemu śledczemu.
Tu, nacisnąwszy sprężynę, wyjęła z torby kilka pudełek z klejnotami, jakie otworzyła. Były tam różne garnitury biżuterji, brylanty, perły, rubiny wielkiej wartości.
— Ach! te przeklęte klejnoty! zawołała. Miałam je prawo zachować, są one wyłączną moją własnością. Pan Worms umieścił je w koszyczku narzeczonej, jaki mi ofiarował w wigilję owych nieszczęśliwych zaślubin. Zapisane są one w kontrakcie, więc mogę niemi rozporządzać dowolnie. Tenże sam kontrakt przyznaje mi na własność sumę trzysta tysięcy franków, lecz niechcę się o to upominać. Nie, niechcę, o nic się nigdy nie zgłoszę.
— Dlaczego? Może owe trzysta tysięcy franków stanowiły posag pani?
— Nie. Byłam ubogą, zupełnie ubogą! Nic nie wniosłam, jak tylko samą siebie, niestety!
— Lecz baron Worms, przyznawszy pani te trzysta tysięcy franków, okazał wielką wspaniałomyślność, wysoką szlachetność charakteru.
— Tak, masz pan słuszność, wyszepnęła Walerja, opuszczając głowę, był on szczodrobliwym.
— Racz mnie pani posłuchać, zaczął po chwili Jo-
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/98
Ta strona została przepisana.