nic w świecie nie mogło być haniebniejszego po nad zawarcie takiego układu pomiędzy Oktawiuszem Gavard i ciotką Melanią. Tak, w rzeczy samej. Nie tylko ta ostatnia nie została ukaraną za swe nikczemne postępowanie. lecz zyskiwała szczęśliwą sytuację, wygody jakich żadna uczciwa praca dostarczyć by jej nie była w stanie.
Nagroda udzielona przestępstwu, subwencja ofiarowana infamii, nie jest że ostatnim wyrazem niemoralności?
Zgadzamy się na to zupełnie, prosząc o cierpliwość czytelników.
Podczas, gdy nasz przyjaciel Gavard, rozmawiał z Melanią, powóz pana de Croix-Dieu zatrzymał się przed pałacykiem przy ulicy des Saussaie.
Baron, wysiadłszy, zadzwonił, i rzekł do otwierającego mu drzwi lokaja:
— Oddaj proszę tę wizytową kartę pani Angot.
Dama z bulwaru Batignolles była w niezwykle złem usposobieniu. Spędziła noc bezsennie, wstrząsana obawą, daremnie usiłując zadrzemnąć na poduszkach garnirowanych koronkami i miękkim puchu. Prócz doszczętnego zburzenia jej pięknych projektów wskutek ucieczki Diny, czuła się być mocno zaniepokojoną.
Tamerlan-Sariol wysłany równo z dnia brzaskiem do Melanii Perdreau, przyniósł wiadomość, że dziewczę do ciotki wcale nie powróciło.
Co stało się z Diną? Ukrywała się, lecz gdzie? Prawdopodobnie u któregoś z kochanków, ciotce nieznanych. Kto wie, czyli ów rozkochany, posłyszawszy
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/106
Ta strona została przepisana.