Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/109

Ta strona została przepisana.

rzeniem małżeństw.
— Nie ja jedna tylko w Paryżu, nieszczęściem ze szkodą publicznej moralności. Lecz proszę panie baronie chciej mnie objaśnić, skutkiem czego pan mi udzielasz pierwszeństwo przed innemi tego rodzaju?
— Dobra sława pani biura małżeństw.
— Nie inne powody?
— Żadne inne, upewniam.
Pani Angot z uśmiechem lekko się ukłoniła.
— Mam lat czterdzieści ośm; mówił dalej baron. Posiadam nazwisko i tytuł poważny, zdrowie doskonałe, charakter łatwy w pożyciu, a obok tego pięćdziesiąt tysięcy franków rocznej renty.
— Ależ to świetne! zawołała właścicielka agencji.
— Cóż pani w zamian za to możesz mi ofiarować?
— Ach! panie baronie, stawiasz mnie w wielkim kłopocie pod względem wyboru. Moje rejestra zawierają majątki i posagi od jednego do pięciu milionów. Żądasz pan wielkiego majątku?
— Przed wszystkiem piękności.
— Godna uwielbienia bezinteresowność. Życzyłbyś pan młodej panny, czy wdowy?
— Młoda wdowa, czy młoda panna, wszystko mi jedno. Rzecz główna aby podobała mi się ta osoba.
— Panie baronie, konkurenci podobni panu są niesłychanie rzadkiemi wyjątkami. Proszę, chciej pan pójść ze mną do gabinetu. Przejrzę moje księgi. Przedstawię panu różne partje małżeńskie, przedstawię również i fotografie, a skoro pan się na coś zdecydujesz, urządzimy spotkanie. Gdybyś pan zechciał widzieć osobę,