mu gwałtownie.
— Jak to, zawołał, tyle dla mnie życzliwości.
— Proszę, ażebyś zechciał być moim gościem. Proszę, i pragnę tego. Nie odmawiaj. Odrzucenie mej prośby wielką by mi przykrość sprawiło.
— Przyjmuję, przyjmuję, Bóg widzi z jak żywą wdzięcznością! wołał młodzieniec, omal nie zdradziwszy się tym gwałtownym porywem i wzruszeniem w głosie, którego dźwięki biegły mu wprost z serca.
— A podczas twojego u nas pobytu, mówił dalej Armand de Grandlieu, będziesz mógł zwiedzić wioskę des Ridelles, jaką nabyć zamierzasz. Zostaniesz naszym sąsiadem. Wszystko się jak najlepiej ułoży. Zatem rzecz, postanowiona?
— Tak, postanowiona...
— Odchodzę więc mój drogi chłopcze, lecz cię nie żegnam, ale mówię: Do widzenia.
Wicehrabia wyszedł zostawiając Andrzeja prawie bezprzytomnego z radości.
Wróciwszy do pałacu, wicehrabia wszedł do pokoju Herminii, która znużona nieco odbytą dnia poprzedniego przechadzką, wypoczywała na łóżku.
Rozmawiali o mnóstwie szczegółów, odnoszących się do mającego wkrótce nastąpić wyjazdu, do urządzenia się w Touraine, gdy przed odejściem pan de Grandlieu rzekł do niej:
— Ale. muszę ci też oznajmić pewną wiadomość. W przyszłym miesiącu, skoro zupełnie powrócisz do