Pamiętają zapewne czytelnicy okrzyk radości, jaki wybiegł z piersi artysty całującego piękne różowe szpony tej lwicy z wdziękiem sobie podane. Pamiętają zarówno, że owa pseudo-księżna dodała:
— Lecz nasze małżeństwo zawartem być zaraz nie może.
— Dla czego? zapytał.
— Zaledwie od tygodnia jestem wdową.
— Po mężu, który ci bronił używać swojego nazwiska?
— Mimo to był moim mężem w obec Boga. Powinnam ze względu na samą siebie stosować się do form towarzyskiej przyzwoitości i pozostawić wymagalny przeciąg czasu pomiędzy nowym związkiem a tamtym przez śmierć zerwanym. Jest to moim obowiązkiem nietylko wobec świata, lecz i moją wolą. Za trzy miesiące nastąpią nasze zaślubiny.
Daremno Jerzy nalegał.
Fanny Lambert, jak wiemy, chciała zaślubić tylko sławnego artystę, potrzeba więc jej było trzech miesięcy czasu na wytworzenie swemu przyszłemu mężowi jakiejś pozornej, chociażby wziętości i chwały, przy pomocy barona de Croix-Dieu, znanemi nam już środkami.
Sposoby te, uwieńczonemi zostały pełnem powodzeniem.
Baron zakupił u kupca przy ulicy Lafitte pół tuzina obrazów roboty Jerzego Tréjan. Obrazy te podsuniętemi zostały do galerji wyprzedaży sławnych mistrzów pędzla, ściągającej do pałacu przy ulicy Drouot wszystkich amatorów i milionerów Paryża.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/129
Ta strona została przepisana.