Herminią wróciwszy do swego pokoju, upadła na krzesło, i ukrywszy twarz w dłoniach wybuchnęła łkaniem.
Zkąd ów ból nagły, objawiający się łzami i łkaniem, bez żadnej z pozoru przyczyny? Zkąd to gorączkowe wzburzenie?
Trwoga wywołała w młodej kobiecie tę troskę.
Herminią poczęła badać swe serce, a spojrzawszy w głąb jego, zadrżała. Od chwili wyjazdu z Paryża, myśl o Andrzeju San-Rémo nie opuszczała jej na chwilę. Najdrobniejsze szczegóły odnoszące się do tego młodzieńca, nasuwały się jej na pamięć i zajmowały jej umysł znękany. Pojmowała dobrze że Andrzej de San-Rémo nie mógłby nigdy być dla niej bratem, że całkiem inne, gwałtowne, upajające uczucie, jakie uczuwała dla niego, nie miało nic wspólnego z siostrzanem przywiązaniem.
— Tak więc, powtarzała z przerażeniem, ja kocham, ja, której kochać nie wolno! Oddałam jemu swe serce, to serce, które jest własnością innego! Ach! jakże jestem występną!
Herminią codziennie to sobie powtarzała, codziennie wyrzucała sobie ze wzrastającą obawą nikczemną słabość ducha, jaka znaglała ją do milczenia, codziennie mówiła sobie:
— Pozwoliłam mu przyjechać, wiedząc że on mnie kocha, czując, że kocham go nawzajem. I patrzeć będę jak w mojej obecności uściśnie on uczciwą rękę mojego męża w swej dłoni!.. Ach! to szczyt zdrady... naj-