Wrócić do rozumu i prawdy. Zasypiać co wieczór z czystem sumieniem, spokojem w duszy. Ach| byłoby dla mnie to niebem! Tak być powinno, dodała. Tak być może, ja chcę, ażeby tak było.
Biedna Herminia mówiąc: „Ja chcę* mówiła to z dobrą wiarą. Niewinne, czyste to dziewczę usiłowało się uspokoić, nie wiedząc, jak słabą jest wola kobiety, gdy przyjdzie jej walczyć z sercem, i gdy ono jej nawzajem powiada: „Ja tak chcę.“
Trudnem byłoby, a nadewszystko za zbyt rozwlekłem opisywanie chaosu myśli Andrzeja San-Rémo, skoro pan de Grandlieu oddalił się, wprowadziwszy go go przeznaczonego dlań apartamentu w „Utraconym raju.“ Poprzestaniemy więc na krótkiem zebraniu szczegółów.
Po owych bezrozumnych odwiedzinach Herminii w pałacyku przy ulicy de Boulogne, Andrzej przekonał się iż jest gorąco przez tę młodą kobietę kochanym; a twierdzenie w tym względzie barona de Croix-Dieu, którego doświadczenie w sprawach miłości nie mogło ulegać powątpiewaniu, wzmacniało w młodzieńcu tę pewność. Skutkiem tego oczekiwał on z {{Korekta|twrogą|twrogą}twrogą} chwili spotkania z Herminią obawiając się kompromitującego zmięszania z jej strony.
Widzieliśmy w jak sposób poważny, a nawet obojętny nastąpiło owo spotkanie. Najzupełniejszy brak wszelkiego zakłopotania wicehrabiny, którego o ile obawiał się Andrzej, o tyle go i pragnął w swym dzikim egoizmie rozkochanego, sprawiło mu gorzkie rozczarowanie. Nie mógł zrozumieć ni pojąć zachowania się Herminii.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/181
Ta strona została przepisana.