merdyner pana de Grandlieu, wręczył markizowi list, bez marki pocztowej, na kopercie którego adres widocznie był kreślony zmienionym charakterem.
— Kto przyniósł ten list? pytał San-Rémo.
— Posługacz stacyjny przyniósł go w tej chwili, rzekł służący. Oczekuje na odpowiedź pana markiza.
Młodzieniec, otworzywszy kopertę, drgnął pomimowolnie, poznawszy pismo barona.
Ów list zawierał te słowa:
„Nie dziw się, drogi mój chłopcze, że pomieciony bilet zostanie ci doręczonym przez umyślnego posłańca. Pragnę zachować najściślejsze incognito.
Przyjechałem osobiście na stację, gdzie w oberży na ciebie oczekuję dla porozmawiania z tobą w wiadomej okoliczności, a za którą to naszą pogadankę, jestem pewny, że wdzięcznym mi będziesz.
Gdybyś mi słownie odpowiedział, nie udzielaj posłańcowi adresu. Nazywam się krótko pan Filip.
Wkrótce więc do widzenia. Twój na zawsze
— Gdzie jest posłaniec? zapytał Andrzej.
— Czeka w oficynie panie markizie.
— Przyślij go tu do mnie.
Andrzej, wsunąwszy w rękę sto sous posłańcowi, rzekł do niego:
— Powiedz panu Filipowi, że za pół godziny przybędę.