Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/24

Ta strona została przepisana.

— Miałeś pan, zaczęła, udzielić mi jakąś ważną wiadomość. Twierdziłeś pan to przed chwilą i tak być musi zapewne, inaczej bowiem nie wszedłbyś tutaj wbrew mej woli, nie mając ku temu powodu, mów więc pan, słucham, ale przedewszystkiem siądź, proszę. Mimo że pańskie niespodziewane odwiedziny mają trwać tylko pięć minut, czemu masz je pan przepędzić, stojąc bez wypoczynku, tem więcej, iż zdajesz się być cierpiącym.
To mówiąc podsunęła Oktawiuszowi fotel, spłowiałym aksamitem pokryty, miejsce zwykłego wypoczynku ciotki Melanii Perdreau, na którym przez długie godziny pochłaniała tomy starych romansów.
Na słowa Diny, wzdrygnął się Oktawiusz.
— Kto? ja cierpiący, zawołał, pani się mylisz. Chcesz pani ażebym usiadł i wypoczywał, dla czego? Jestem zdrów, silny. Posiadam żelazny organizm!
Dinah powtórnie się uśmiechnęła.
— Mów więc pan stojąc, odpowiedziała, skoro tak ci się podoba, ale mów pan prędko bo czas uchodzi. Moja ciotka powrócić może lada chwilę i upewniam pana, iż nie byłaby wcale zadowoloną gdyby cię tutaj zastała.
Słowa te przywiodły Oktawiusza do świadomości obecnego położenia. Trzeba się było spieszyć w rzeczy samej, ażeby nadejście surowej owej nadzorczym nie przecięło nagle rozmowy.
— Panno Dinah, zaczął nieśmiało, jestem pewien że gdybyś pani przypatrzyła mi się lepiej, poznałabyś mnie niezawodnie.