Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/27

Ta strona została przepisana.

to pewna, że kocham cię pani szalenie. Uderzyło to we mnie jak gromem. O niczem nie myślałem, przysięgam na Boga! Wyszłaś na scenę, spojrzałem. Przemówiłaś. Słuchałem oczarowany!
Dinah zarumieniona jak piwonia, patrzyła na Oktawiusza ze zdumieniem i niejaką obawą.
— Lecz panie, wyszepnęła, co mi pan mówisz? Ja źle zrozumiałam bezwątpienia. Wszakże to nie są oświadczyny, o ile sądzę?
— Przeciwnie, odrzekł Oktawiusz, właśnie są one w najściślejszem znaczeniu! Uwielbiam cię Dino! i mam nadzieję że przyjmiesz je odpowiedziawszy przyzwoleniem. Będziemy szczęśliwi, zobaczysz. Przełamiemy wszystkie przeszkody. Przyjmujesz moją propozycję, odpowiedz?
Oktawiusz pochwycił Dinę w objęcia, okrywając ją gorącemi pocałunkami i tuląc namiętnie do siebie.
Dinah wyrwała mu się z głośnym okrzykiem przestrachu i uciekła w kąt pokoju.

III.

Wobec tak niespodziewanego rezultatu Oktawiusz stanął osłupiały, zmieszany.
Wielekroć razy, gdy pozwalał sobie czegoś podobnego z jaką ładną kobietą z półświatka, przywoływanym bywał do porządku, uderzeniem wachlarza po ręku, lecz nigdy dotąd nie widział jeszcze podobnie szczerego wrażenia przestrachu jakie się malowało na obliczu tej młodej dziewczyny.
— Za zbyt daleko się posunąłem, pomyślał. Głupstwo