na dziedziniec. Potrzeba nam mieć się na baczności. Panna Desjardins może tu przybyć, co sprowadziłoby nam opłakaną scenę.
— Zrozumiałem.
— Skoro więc tylko Van Arlow wyładuje się z powozu, podasz mu ramię i dopomożesz wejść na schody, wprowadziwszy go do wielkiego salonu.
— Wszystko już?
— Nie jeszcze. Oczekuję również o wpół do trzeciej przybycia panny Melanii Perdreau, znasz ją, tej damy z dużym workiem skórzanym, owej karykatury, która tu była wczoraj. Przyprowadzi ona swą siostrzenicę, małą Dinę Bluet, tę debiutantkę z „Aspazji“.
— Czy je mam również wprowadzić?
— Tak, ale niech zaczekają w przedpokoju dopóki mnie nie powiadomisz. Powiedz zarówno pannie Anicie, ażeby była gotową przyjść na moje pierwsze wezwanie, dla załatwienia tego o czem jej mówiłam dziś rano.
— I nic więcej?
— Nie. Ucałuj mą rękę Eugeni, pozwalam ci to uczynić, i staraj się być dla wszystkich uprzejmym.
Sariol ucałowawszy po kilkakrotnie podaną sobie pulchną rękę pani Angot, wyszedł.
Kilka minut upłynęło, poczem dobiegł odgłos otwierającej i zamykającej się wjazdowej bramy, i turkot toczącego się pod sklepieniem powozu.
Pani Angot powstała z krzesła, a spojrzawszy w zwierciadło, poprawiła końcem palca włosy nastrzępione nad czołem i pobiegła do głównych drzwi salonu, oczekując na wejście przybywającego.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/51
Ta strona została przepisana.