Fryderykiem Müller, a wreszcie baronem Croix-Dieu niemniej był zadowolonym.
— Sieć zaciska się coraz szczelniej, mówił do siebie zacierając ręce, zbliża się chwila w której wszystkie muchy w niej uwięzną!
∗
∗ ∗ |
Nazajutrz rano kilka minut po ósmej, wszedł wezwany służący markiza San-Rémo do Filipa.
Zbyt przebiegły, ażeby nie miał wiedzieć, iż skoro baron wezwał go do siebie, musiał mieć ku temu jakąś konieczną potrzebę, wszedł do gabinetu z miną pokorną a chytrą, gotów sprzedać swoje usługi za dobre pieniądze.
Croix-Dieu był nazbyt wprawnym fizjonomistą, ażeby za pierwszym rzutem oka nie odkrył charakteru sługi, markiza. Stosownie więc do tego, postanowił odrazu, bez ogródek, przystąpić do rzeczy.
— Edmundzie, mój dobry chłopcze, rzekł do niego, pan de San-Rémo jest bardzo z ciebie zadowolonym, powtarza mi to bezustannie, i ja sam wiem że służysz mu wiernie, z poświęceniem.
— Dziękuję panu baronowi za tak pochlebne zdanie, rzekł sługa. Znając me obowiązki staram się je jak najlepiej wypełniać.
— Wiesz, że jestem przyjacielem twojego pana, jego — najlepszym, najzaufańszym przyjacielem.
— Wiem o tem panie baronie.
— Otóż nastręcza się sposobność wyświadczenia panu de San-Rémo nader ważnej usługi. Gotów jestem wszystko