kiełkowały jednak ukryte na dnie jej myśli.
Zbliżał się termin projektowanych gonitw u markiza de Lantree. Wyścigi te miały się odbyć w nadchodzący poniedziałek. Wieczorem dnia tego miał być wydanym bal w zamku de Lantree.
Co rano. San-Rémo tresował konia, na którym miał odbyć gonitwę.
Urządzono ploty, wzniesiono ruchome przeszkody, wykopano głęboki rów w alei przecinającej park zbiegający spadzisto aż do Loary i codziennie przez pół godziny młody markiz przeskakiwał owe przeszkody na Tontonie, który nareszcie czynił to z dobrą wolą, po kilku poskromionych szybko kaprysach.
Pan de Grandlieu bywał zwykle obecnym przy owych ćwiczeniach, jakie żywo go zajmowały, nie zdołał jednak namówić swej żony, aby towarzyszyła tym lekcjom, co uważał za obojętność z jej strony dla swoich stajen.
Dnia tego jak zwykle po śniadaniu, dżokej angielski przyprowadził Tontona na trawnik rozciągający się po za tarasem zamkowym, pokrytym kwiatami i wazonami z pomarańczowemi drzewami.
Lokaj wszedł do salonu powiadamiając o tem Andrzeja, i przyniósł mu rękawiczki wraz ze szpicrutą.
— Zbliża się chwila uroczysta, rzekł z uśmiechem młodzieniec do swego gospodarza, trzeba nam koniecznie odnieść zwycięztwo. Lekcja dziś będzie bardzo ważna.
— Jesteś wybornym jeźdźcom mój chłopcze, rzekł starzec, i jeżeli jakiś nieprzewidziany kaprys w osta-
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/14
Ta strona została przepisana.