Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/144

Ta strona została przepisana.

zaliczenia dawane mu na rachunek tej przyszłej sukcesji.
Obecnie udawał się on na ulicę św. Łazarza nie bez pewnego jakiegoś instynktownego wstrętu, musiał to jednakże uczynić nie widząc innego środka wyjścia ze swego bardzo przykrego położenia, nie wątpiąc, iż ów straszny jego przyjaciel przyjdzie mu znowu w pomoc ze zwykłą sobie uprzejmością.

XIII.

Croix-Dieu znajdował się właśnie u siebie w domu.
— Mogęż uwierzyć mym oczom? zawołał widząc wchodzącego Andrzeja, tyżeś to mój chłopcze? Tem więcej cieszę się z twego przybycia, iż tak rzadko teraz widzieć cię można.
— Wstydzę się przyznać kochany baronie, odrzekł San-Rémo pragnąc ukryć swoje zakłopotanie, że dzisiejsza moja wizyta nie jest bez celu.
— Jakiekolwiek bądź powody sprowadzają cię do mnie, odparł Croix-Dieu, witam cię najserdeczniej. Jeżeli mnie potrzebujesz w czem bądź, tem lepiej.
— Przychodzę prosić o pewną przysługę.
— Jeżeli tylko jest w mej mocy uczynić coś dla ciebie, uczynię. Mow więc o co idzie?
— O kwestję pieniężną.
— Do czarta! Źle tym razem trafiłeś. Szalona chęć mnie wczoraj ogarnęła założyć bank u hrabiny de Tréjan. Nieprzyjazna karta ścigała mnie bez litości. Bądź co bądź, zobaczymy. Jak dużej potrzebujesz kwoty pieniędzy?
— Pięciu tysięcy franków.