z rękojeścią rzeźbioną z kości słoniowej; lewą bawiła się bukietem fiołków, który od czasu do czasu zbliżała ku twarzy, aby napawać się ich wonią.
Andrzej San-Rémo dosiadłszy najpiękniejszego angielskiego wierzchowca ze stajni wicehrabiego, towarzyszył powozowi rozmawiając z panem de Grandlieu, a niekiedy i zamieniając słów kilka z Herminią.
Młodzieniec przybrany był w kostjum miejski, jaki miał w chwili rozpoczęcia wyścigów zamienić na kurtkę dżokejską o barwach wicehrabiego.
Tonton, dzikszy niż kiedykolwiek, mimo otrzymanej tak walnej lekcji, przy której byliśmy obecni, został przyprowadzony dnia poprzedniego wieczorem do stajen pana de Lantree, zkąd miano go na tor powieść w chwili rozpoczęcia wyścigów.
Znaczna część zaproszonych gości zebrała się już w salonach zamkowych, gdzie markiza de Lantree z czterema swymi wnuczkami czyniła honory domu z zadziwiającą uprzejmością.
Pani de Lantree bardzo piękna jeszcze, mimo siwiejących splotów, otaczających jakoby nimbem srebrzystym jej głowę, przedstawiała czarowny typ patrycjuszki, u której dobroć serca nie pozostawia miejsca na wyniosłość i dumę. Przyjęła ona ze szczególną życzliwością Herminię, jaką znała od niemowlęctwa, ponieważ wicehrabia przepędzał zwykle letnie miesiące w zamku de Grandlieu, a wiemy iż nie rozłączał się nigdy ze swoją wychowanicą.
Armand przedstawił Andrzeja San-Rémo obojgu gospodarzom domu, w jak najbardziej gorących wyrazach.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/21
Ta strona została przepisana.