— Masz swój wyłączny apartament, drogie me dziecię, rzekła pani de Lantree całując Herminię. Zaprowadzą cię tam natychmiast po ukończonych wyścigach, gdybyś zechciała zmienić przed obiadem toaletę. Prześpisz się tam przez kilka godzin jutro z rana, ponieważ bal ukończy się bardzo późno, zkąd mam nadzieję, iż nie zechcesz powracać w nocy do Grandlieu?
— Z najżywszą chęcią przyjmuję to zaproszenie, odpowiedziała uśmiechając się Herminia. Będę szczęśliwą, bardzo szczęśliwą, chciej pani wierzyć, mogąc jak najdłużej pozostać w rodzinie, którą kocham, i przez którą wiem, że jestem kochaną.
Pani de Lantree uściskała powtórnie wicehrabinę, którą nazywała swym ukochanym dzieckiem, od czasu gdy była małą dziewczynką, i odeszła, ażeby przyjąć innych gości.
Jednocześnie przybiegła do Herminii młoda kobieta rzucając się jej w objęcia z oznakami najtkliwszej przyjaźni.
Kobieta ta bardzo piękna, lecz o tyle brunetka, o ile wicehrabina była blondynką, była jej przyjaciółką od lat młodocianych.
Urodzona w Turaine, w małym zamku, w okolicy de Lantree, nazywała się Dyaną d’Aubray, a od roku baronową de Ferier. Wyjechawszy w zimie roku zeszłego wraz z mężem do Wioch, nie widziała Herminii, tak od chwili swoich jak i jej zaślubin. Ztąd okrzyki radości i powitania bez końca.
Po przeminięciu pierwszego wzruszenia i licznych z obu stron zapytań, obie przyjaciółki wziąwszy się pod
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/22
Ta strona została przepisana.