Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/59

Ta strona została przepisana.

— Zdaje mi się, odparł San Rémo. Niejednokrotnie przyznawano mi pochwały.
— Zatem Herminią może przyjąć twe zaproszenie bez obawy. Niechaj się tylko dozwoli tobie prowadzić, a brak jej wprawy niedostrzeżonym zostanie.
— Raczysz pani przyjąć powyższą propozycję? pytał młodzieniec.
— Muszę, skoro mój mąż upoważnia mnie ku temu, a pańskie doświadczenie rękojmię mi daje. Pomyśl pan jednak, dodała z uśmiechem, jak wielką odpowiedzialność przyjmujesz na siebie?
— Przyjmuję ją bez wahania, odrzekł San-Rémo, Racz więc pani zapisać mnie w karnecie do pierwszego walca i szóstego kadryla.


∗             ∗

Po pierwszym kontredansie nastąpiła polka; po polce drugi kadryl.
Wreszcie orkiestra dała sygnał walca, i markiz San-Rérno zbliżył się do Herminii, a gdy ta podnosiła się z krzesła ze spuszczonemi oczyma, zadrżał pomimowolnie obejmując rękoma jej postać uwielbianą.
Przez kilka pierwszych sekund Herminią nie uczuła wpływu owego silnego wzruszenia, jakiego się spodziewała i obawiała zarazem.
Mimo zachęcań swojego męża, i odpowiedzialności, jaką przyjął na siebie San-Rémo, lękała się, aby przez brak wprawy nie ściągnąć na siebie nieuchronnej w tym razie śmieszności, a ów niepokój oddalał od niej wszelkie inne wrażenia. Jedna chwila wystarczyła na jej uspokojenie.