Od pierwszych taktów walca czując się unoszona przez swego tancerza za rytmem muzyki, jak liść wichrem niesiony, zrozumiała, iż aby tańczyć z wdziękiem, wystarczy ku temu powierzenie się ramieniu doświadczonego przewodnika.
Tak uczyniła: a przekonana, że owo ramię było ramieniem Andrzeja, uczuła w całej sile rozwijające się w sobie wzruszenie.
Nic jeszcze zupełnie wyraźnego nie przebłyskiwało w chaosie jej myśli, mówiła sobie jednak:
— Ten, którego uścisk podtrzymuje mnie i prowadzi, ten, którego uderzenia serca czuje przy mej piersi, którego oddech dotyka mnie z lekka, a ręka mnie pali, jest to człowiek, który mnie kocha, i który z miłości, dla mnie naraził dwukrotnie swe życie; najprzód dla ocalenia honoru naszego domu, następnie, ażeby złożyć u stóp mych kwiaty, jakich pragnęłam.
Skoro młoda kobieta w podobnych warunkach w jakich się znajdowała Herminia, mówi to sobie przy rozpoczęciu walca, można twierdzić na pewno, iż przy ukończeniu go całkiem głowę straci.
To właśnie nastąpiło.
Andrzej tańcząc milczał.
Przedewszystkiem bojaźliwość, ta nieodłączna towarzyszka głębokiej a jeszcze nie objawionej miłości, paraliżowała mu chwilowo słowa na ustach. Następnie, mimo swego niedoświadczenia w podobnym wypadku, pojmował instynktownie że muzyka i pomienione szczegóły, których wpływy zaznaczyliśmy powyżej, przemawiać będą za nim z potęgą niezrównaną.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/60
Ta strona została przepisana.