Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/68

Ta strona została przepisana.

w łóżko, tuląc do ust i serca, a następnie ukrywszy pod poduszki kwiaty wykradzione przez Andrzeja z cieplarni zamku de Prades.
Przy wspaniałem śniadaniu mieli się zebrać nazajutrz zaproszeni napełniający jeszcze swą obecnością gościnną siedzibę de Lantree. Herminia jednak zapragnęła powrócić wcześnie do Grandlieu, a wiemy, że każde z jej życzeń było rozkazem dla Armanda. Wskutek tego, oboje wicelirabiostwo wraz z Andrzejem odjechali rano o dziewiątej.
Tonton jedynie pozostał gościem w stajniach starego markiza, gdzie przedział specyalny oddanym mu został na wypoczynek.
Po południu dnia tegoż pan de Grandlieu wyjechał konno, dla zwiedzenia bardziej oddalonych swych posiadłości, i miał dopiero powrócić o godzinie szóstej na obiad.
— Radbym był zaproponować ci abyś mi towarzyszył, mówił do markiza San-Rémo, obawiam się jednak to uczynić z przyczyny, iż od czterech tygodni zaledwie jesteś rekonwalescentem, a oprócz tego znużony wczorajszemi wyścigami, potrzebujesz spoczynku. Nie chciej daremno mnie przekonywać, bo nie uwierzę. Odjeżdżam więc. Do widzenia wieczorem.
Tu uścisnąwszy rękę młodzieńca, odjechał w towarzystwie grooma.
Andrzej z Herminią sami w zamku pozostali.
San-Rémo wszedłszy do salonu nie zastał tam wicehrabiny. Pożegnawszy męża wróciła ona do swoich pokojów.