Otóż obok tego wszystkiego, on śmie mnie przekonywać, że to jest uczciwa dziewczyna, że zawsze taką była i że pomiędzy nimi obojgiem istnieje tylko najczystsza idealna miłość! Ależ to haniebne! to odurzające! To mnie do wściekłości doprowadza! I szaleniec ten stawia na piedestale owo obrzydłe bożyszcze. Uwielbia ją, szanuje. I gotów wreszcie z nią się ożenić!
Wyczerpana tą długą tyradą wygłoszoną z oburzeniem, pani Gavard rzuciła się na kozetkę, chłodząc wachlarzem.
— No, no! odrzekł Croix-Dieu, korzystając z tej przerwy, ważne szczegóły, w rzeczy samej. Być może jednak, że egzaltujesz, przesadzasz cośkolwiek?
— Nie! nie! upewniam, zawołała. Nic nie powiększam, nie egzaltuję, zmniejszam nawet o wiele rzeczywistość! I owa nikczemna istota, w której obronie cnoty ten chłopiec stawać się nie wstydzi, wyobraź sobie, że to jest kobieta z najniższych sfer społeczeństwa. Jakaś figurantka zamiejskiego teatrzyku, jakaś kuglarka z bulwarów!
— Mała Dinah Bluet, rzekł baron.
Wdowa Gavard zerwała się szybko.
— Jakto? zawołała, wiesz kto ona jest?
— Naturalnie.
— I niepowiedziałeś mi tego?
— Dotąd, nie jeszcze. Na co miałem cię martwić daremnie? Za nic w świecie nie zrobiłbym tego. Pozostawiłem innym smutne posłannictwo powiadomienia cię o tem.
— I nie widzisz żadnego środka na zapobieżenie temu
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/88
Ta strona została przepisana.