— Starając się nabyć sławę pracą, tę sławę, której odblaski i na mnie cośkolwiek by spadły.
— Masz słuszność, pomówię z nim w tej mierze. Są to więc owe zawody i troski o jakich mi w liście pisałaś?
— Nie, oprócz tego są inne.
— Jakie?
— Pragnęłam pięknego nazwiska jak wiesz i tytułu. Ofiarowałam za to dwa miliony franków, pałac i moją powabną osóbkę. Było to dobrze zapłaconem, nieprawdaż?
— Bezwątpienia, lecz w zamian masz owe nazwisko i tytuł.
— Na co mi się to przyda?
— Jakto, na co? Na to, że jesteś hrabiną. Pragnęłaś korony z dziewięcioma perłami, wdziej ją więc na swoje piękne blond włosy.
— Przedewszystkiem miałam nadzieję, że ów tytuł i nazwisko otworzą przed hrabiną de Tréjan podwoje zamknięte dla Fanny Lambert. Tymczasem nic z tego. Bardziej niż kiedy te drzwi zostają zamknięte. Jerzy nie posiada nikogo w arystokratycznym świecie do któregoby pokrewieństwem należał i niepodobna mi go nawet nakłonić, ażeby sobie nowe stosunki wyrobił. Na usilne moje żądanie napisał list do swojego kuzyna wicehrabiego de Grandlieu, jednego z ludzi najlepiej uważanych w Paryżu, zawiadamiając go o naszem małżeństwie. Wicehrabia za całą odpowiedź przysłał swój bilet, nie dołączywszy nawet biletu swej żony. Jest to niesłychana impertynencja!
Croix-Dieu uśmiechnął się.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/91
Ta strona została przepisana.