Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/97

Ta strona została przepisana.

z udzieleniem ostatnich instrukcji.
W dziesięć minut później, dwaj owi szulerzy high-lifu, upokorzeni lecz i uradowani zarazem, wyszli z mieszkania barona.
Zaledwie drzwi się za nimi zamknęły, zadźwięczał dzwonek w przedpokoju i ku wielkiemu zdziwieniu Filipa, ukazał się lokaj z oznajmieniem:
— Pan markiz de San-Rémo.

IX.

Usłyszawszy nazwisko Andrzeja, o którym sądził iż pozostaje zdała od Paryża, baron spojrzał zdumiony.
Andrzej ukazał się we drzwiach. Zniknęła wszelka wątpliwość.
— Ty?! zawołał Filip. Ty, tu, w Paryżu?
— Tak, ja jestem, odrzekł smutno młodzieniec, ściskając podaną sobie rękę barona.
— Cóż się tam stało?
— Ach! wiele, wiele niestety!
— Siadaj, i opowiadaj mi prędko, ponieważ twoja ponura fizjonomia, a nadewszystko to twoje,, Niestety wskazują mi, iż rzeczy nie poszły tak jak pójść były powinny.
Andrzej smutno poruszył głową.
Zastanawiał się on głębiej nad tem wszystkiem od chwili swego wyjazdu z Grandlieu. Owo ciągłe mieszanie się barona w jego sercowe sprawy, mimo iż pozornie usprawiedliwione życzliwością tegoż, przykrzyć mu się poczynało.
Na wspomnienie, iż Croix-Dieu, ukryty za posągiem