— Uważaj się więc za bardzo szczęśliwego, mówił dalej Filip, gdy ci się zdarza jeden z owych pogardzanych spekulantów milionerów, skoro nie możesz obejść się bez niego.
— Prawda, niestety, rzekł Andrzej z westchnieniem. Gdzież mieszka ów Samuel Kirchen?
— Przy ulicy de Lappe numer dwunasty.
— Skoro tylko otrzymam klejnoty, udam się do tego lichwiarza, odparł San-Rémo.
— Nie opóźniaj się. Jedź dziś wieczorem.
— Po co? W jakim celu?
— W celu poznania się z tym żydem, przygotowania go do interesu, ułożenia warunków do aktu tego zastawu. Nie ukrywaj przed nim, że te kosztowności pochodzą od pewnej, wielce bogatej damy, jaka znalazła się niespodziewanie w trudnem położeniu; inaczej mógłby sądzić, że ukradzionemi zostały. Obok tego on będzie chciał wiedzie kto jesteś, ażeby do dnia jutrzejszego zasięgnąć mógł o tobie wiadomości.
— Masz słuszność, baronie. Idę teraz na obiad, nie dla tego, abym czuł jakiś apetyt, ale że trzeba się pokrzepić, potrzebować będę albowiem całych sił do przebycia tego wszystkiego. O dziewiątej każę się zawieść do Samuela.
Jak tylko wyszedł San-Rémo i Croix-Dieu wyszedł także, wsiadł do przejeżdżającego fiakra, wołając:
— Na plac Bastylii i róg przedmieścia świętego Antoniego.
O dziewiątej Andrzej przybył powozem na ulicę de Lappe i wysiadł pod wskazanym numerem.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/129
Ta strona została przepisana.