W pół godziny wyszedłszy z buduaru wdowy, wbiegł szybko do apartamentu Oktawiusza, a minąwszy salon, wszedł do sypialni, gdzie zwrócił się wprost do biurka, i wydobywszy kluczyk z kieszeni, włożył go do jednej z szufladek.
Ów kluczyk, zrobiony przez biegłego ślusarza, według woskowego odcisku, wykonany był ze skrupulatną dokładnością, i otworzył zamek bez oporu.
Wielka koperta z czarnemi pieczęciami, jaką znał dobrze mając ją w swych rękach podczas pojedynku Oktawiusza z Grisolem, spoczywała na paczce różnokolorowych krawatów.
Pochwyciwszy ją ze drżeniem, wyczytał ów napis tradycjonalny:
„Tu jest mój testament“.
Żadna wątpliwość nie miała już miejsca. Koperta wraz ze znajdującem się w niej pismem, zniknęła w kieszeni barona.
Croix-Dieu zatrzymał się w progu dla zapalenia cygara, i z lekkiem sercem, rozpromienioną twarzą, schodził ze schodów uśmiechnięty powtarzając z cicha:
— Trzy miliony!.. Trzy miliony!
Ta wielka jego wesołość jednak niedługo trwała.
W oliwili, gdy wyszedłszy z bramy, miał wsiąść do fiakra, drugi powóz zatrzymał się przy trotoarze, z po za drzwiczek ukazała się głowa bez kapelusza, i głos jakiś zawołał:
— Hej! baronie, daj mi sześć franków! Inaczej chcąc zapłacić fiakra, musiałbym iść po pieniądze na górę. Nie mam w kieszeni ani grosza!
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/15
Ta strona została przepisana.