kiem, jaki dla ludu jest najwyższem i niezłomnem wcieleniem prawa i sprawiedliwości, mógłby zostać w ich mniemaniu jakąś podejrzaną osobistością.
Trzeba więc było chcąc niechcąc, na to się zgodzić, pod grozą zostania przyaresztowanym przez lokatorów jako złodziej, mimo że w tem mieszkaniu z którego wychodził nic nie było do ukradzenia; udał się przeto do biura policji, eskortowany przez tłum zwiększający się z każdą chwilą.
Nie mogąc tam opowiedzieć całej prawdy, poprzestać musiał na ułożeniu krótkiego wyjaśnienia danego poprzednio swoim nieufnym słuchaczom.
Komisarz po zapisaniu nazwiska i adresu wnoszącego skargę, zadał mu kilka krótkich pytań, a zanotowawszy odpowiedzi Andrzeja rzekł:
— Samuel Kirchen posiada w rzeczy samej nader podejrzaną opinię ten człowiek jest gotów na wszystko się odważyć dla zwiększenia majątku; mimo to jest rzeczywiście bardzo bogatym, a stąd nie sądzę ażeby mógł być sprawcą kradzieży o jaką pan go obwiniasz.
— Ale natenczas kogoż widziałem przed sobą i kto mnie obdarł? zawołał San-Rémo.
— Według wszelkiego prawdopodobieństwa, odrzekł komisarz, wpadłeś pan w zadziwiająco zręcznie zastawioną zasadzkę. Śledztwo dziś przed wieczorem zostanie rozpoczęte w tej sprawie. Pragnąłbym, mimo iż nie spodziewam się wiele, ażeby ono dozwoliło panu odnaleść klejnoty, których opis szczegółowy nadesłać mi proszę jutro z rana.
Andrzej zaledwie żywy ze zgryzoty i wstydu, wsiadł
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/152
Ta strona została przepisana.