się, czy Dinah Bluet ocaliła się z pożaru i wróciła do domu.
Uwagę jego zwrócił nadjeżdżający fiakr, który zatrzymał się o dwa kroki od niego. Spojrzał machinalnie i wzdrygnął się, jak gdyby po otrzymaniu silnego ciosu w piersi.
Oktawiusz Gavard, pokryły przyschniętem błotem, wysiadał z tego powozu.
— Do milion piorunów! mruknął bandyta, ten idjota Maquart więc chybił! W kimże teraz u czarta ufność mieć można? Co baron na to powie? Otóż znów umkną mi moje sto tysięcy talarów!
Sariol przechadzał się jeszcze przez kwadrans przed domem.
Oktawiusz ukazał się nareszcie, a wsikdłszy do fiakra zawołał:
Na ulicę Caumartin!
Młodzieniec był rozpromieniony.
Wystarczyło to Sariolowi, nie potrzebował dowiadywać się o więcej. Gavard jaśniał radością i zadowoleniem, a więc Dinah Bluet cała i zdrowa wróciła do domu.
— Lepiej że się tak stało! pomyślał, będę miał przyjemność sam pomścić się nad nią.
Tak więc, biedne to dziewczę zostało bezwiednie przez tego łotra na śmierć skazanem. Główną myślą Sariola było obecnie wynaleść jakiś zręczny sposób któryby mu pozwolił wykonać swą groźbę.
— Niezręczny mówił sobie, gdy mu się projekt nie uda, używa sztyletu albo trucizny! Są to wprawdzie środki zbyt pospolite, i gminne, do których jak najmniej uciekać się trzeba, bo wtedy mięsza się w taką sprawę
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/155
Ta strona została przepisana.