na wyspie, gdzie według owego bezimiennego listu, Dinah zdradzić go miała.
— Od chwili mego przybycia, mówił sobie, nikt ztąd nie wypłynął. Gdyby więc Dinah tu przybyła, musi znajdować się jeszcze.
Jednak obecnie w połowie tylko w to wierzył. Pomienione oskarżenie wydało mu się teraz nieprawdopodobnem, potwornem! Mimo to jeszcze powątpiewał. Zazdrość podsuwa zwykle zwątpienie.
Spojrzał wokoło siebie.
Oktawiusz szedł wprost przed siebie, przez wysokie trawy i wreszcie dosięgnął próżnej przestrzeni zarośniętej trawą.
Na trawniku, pokrytym pokrzywami i różnemi dzikiemi chwastami, wznosił się mały budynek, niegdyś chatka, w formie szaletu, obecnie opuszczona ruina. Bez okien, drzwi, i zgniłą podłogą, chata ta była opustoszoną zupełnie.
Widocznie od lat wielu nikt nogą nie stąpił wewnątrz tej zapadającej rudery. Latarnia postawiona na kamieniu w jednym z otworów zastępujących okno, wydawała światełko, skutkiem którego można było sądzić zdaleka iż w owej chacie znajdują się ludzie.
Oktawiusz za jednym rzutem oka wszystko zrozumiał.
— Najwyraźniejsza zasadzka! zawołał z uniesieniem radości. Aby mnie ściągnąć w te sidła, spotwarzono moją ukochaną Dinę! Nikczemne oskarżenie dozwoliło mi zwątpić o czystości tego anioła! A ja jak mogłem uwierzyć tym kłamstwom tak podłym i głupim! Wszystko tu było fałszem, któremu owładnąć się dałem w mem
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/21
Ta strona została przepisana.