Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/29

Ta strona została przepisana.

pozbyć, dano by mi chyba trucizny, czego się nie obawiam, postanowiwszy stołować się tylko u siebie, lub u ludzi pewnych, zaufanych przyjaciół, jak ty naprzykład baronie. Spodziewam się, że niezatrułbyś dla mnie butelki Bordeaux morfiną, nikotyną lub innym jakim pierwiastkiem tego rodzaju. Cóż, prawda?
— Naturalnie, odrzekł Croix-Dieu z uśmiechem na ustach, lecz z dziwnem drganiem powiek spuszczonych na zaiskrzone spojrzenie.

IV.

Fanny Lambert, obecnie hrabina de Tréjan, nie przerywała swych przyjęć podczas lata. Salony jej pałacyku otwartemi były jak zwykle dla gości tego wieczora.
Croix-Dieu przybył na ulicę Le-Sueur po jedenastej.
Chybiony skutek jego ostatnich usiłowań zasępiał go nieco. Potrzebował się rozerwać w hałaśliwej atmosferze, pełnej ruchu i wesołości. Chciał obok tego czuwać osobiście nad operacjami swoich wspólników, panów de Champloup i de Strény, których podejrzywał słusznie albo niesłusznie, że zabierają sobie lwią część z wygranej każdotygodniowej.
Dwaj owi szulerzy obawiając się schwytania na gorącym uczynku, łowili tymczasowo ryby w mętnej wodzie ile się dało; w tym stanie rzeczy nie dziwna że Croix-Dieu znajdował niedostatecznemi swoje dochody.
Panowie de Strény i de Champloup, w obawie, by grubsza wygrana nie zwróciła jakich podejrzeń, postanowili użyć sposobu, jeśli nie całkiem nowego, to zręcznego w każdym razie.