jest do nieprzebycia! I upewniam cię że on to dobrze rozumie.
— Czy ów akt małżeństwa i akt zejścia księcia Aleosco tak doskonale zredagowane, i ściśle oba legalizowane, dwa owe prawdziwe arcydzieła, czy znajdują się w posiadaniu Jerzego? pytał Croix-Dieu.
— Tak. odpowiedziała Fanny.
— To źle.
— Dla czego? Cóż szkodzić to może?
— Szkodzi bardzo wiele. Wszak wiesz, oba te akty są sfałszowane.
— Niewinne, nieszkodliwe fałszerstwo.
— To zależy hrabino od punktu zapatrywania się na pomieniona kwestję. Sądzę wszelako, że gdy te akta nie były sporzadzonemi we Francji, byłoby trudno dochodzić tu tej sprawy drogą sądową. W każdym razie źle jest, że pan de Tréjan ma tę broń przeciw nam w swem ręku.
— Wszakże od ciebie je otrzymałam, są one twem dziełem, zawołała Fanny.
— Bom sądził, że książę Leon umarł, i dawno już pogrzebany. Gdybym był przeczuł że żyje, czyż byłbym tyle szalonym, aby sporządzać akt jego zejścia?
— Być może że Jerzy nagle opuszczając ten pałac, zapomniał zabrać ty ch papierów? wyszepnęła pani de Tréjan.
— Tak, to możebne, a nawet prawdopodobne, rzekł Filip. Czy nie wiesz gdzie on je chował?
— W biurku, w swojej pracowni. A im więcej się nad tem zastanawiam, tem silniej wierzę, że one tam
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/54
Ta strona została przepisana.