— Kazałam zrobić podwójne, przed mojem wyjściem za mąż.
— W jakim celu?
— W celu, z którego będziesz się śmiał baronie. Wyobrażałam sobie, powiedz jakaż myśl szalona! Wyobrażałam więc sobie, że jestem w Jerzym zakochana, i chciałam ażeby mój mąż nie miał żadnej tajemnicy przeemną. Te klucze pozwalały mi w przeciwnym razie przetrząsnąć wszystkie sprzęty pana de Tréjan, podczas jego nieobecności. Jakto nie śmiejesz się ze mnie baronie?
— Podziwiam przezorność. Zazdrość przewidywana, to rzecz wspaniała!
— No, idźmy! wyrzekła Fanny.
Do pracowni Jerzego prowadziły schody w ścianie ukryte. Hrabina z baronem weszli na te schody. Pracownia była wykwintnie urządzoną, ale pomimo to dziwnie smutną, bo nic tu nie przemawiało o pracy. Fanny poszła prosto do biurka z czarnego dębu, i otworzyła szufladkę.
— To tu, wyrzekła. Oto jego portfel.
Otworzyła go. Portfel był próżny.
— Omyliłam się, sądząc że on zapomni o tych papierach, wyrzekła pani de Tréjan zwracając się ku baronowi. Mimo całego wzburzenia, pamiętał o wszystkiem! Zabrał te akta jak. widzisz. Co począć?
— Czekać, nie niepokojąc się nad miarę, a gdyby Jerzy zechciał zrobić użytek z owych dowodów, nie zbaczać na krok z linii wskazanej.
— Z jakiej? pytała Fanny.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/57
Ta strona została przepisana.