Odpowiedź, jak to przewidzieć było można, wypadła potwierdzająco.
— A więc, rzekł książę, przyślę wam świadków mojego przeciwnika, jak tylko do mnie przybędą. Markiz de Braisnes został obrażonym, stąd służy mu prawo wyboru broni. Przyjmuję naprzód wszystko co on zechce, i pozostawiam wam wszelką swobodę działania. Gdyby można było dzisiaj załatwić owo spotkanie, byłoby to dla mnie bardzo dogodnem, ponieważ jutro dzień cały mam już zajętym.
Jakoż o dziewiątej rano dwaj młodzieńcy, pochodzący również jak markiz de Braisnes z wyższej arystokracji, przybyli do Wielkiego Hotelu, i przesłali swe karty Leonowi Aleosco.
Książe przyjął ich natychmiast z ową wyniosłą grzecznością, jąka była osobistą cechą jego charakteru, i wręczył im adresy swych świadków.
W godzinę później ci ostatni przybyli z oznajmieniem, iż wybrano szpady, i że spotkanie nastąpi punktualnie o czwartej w lasku Ville d’Avray.
Dwaj przeciwnicy stawili się punktualnie na oznaczoną godzinę.
Rozpoczął się pojedynek, a od pierwszych uderzeń wyższość księcia w robieniu bronią widocznie dostrzedz się dała.
Biedny markiz niemógł zachować co do tego najmniejszego złudzenia. Krople zimnego potu spływały mu po skroniach. Starał się jednak zachować pozór odwagi.
Książe Leon niemiał bynajmninj zamiaru godzić na
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/61
Ta strona została przepisana.