Rémo przechowywał listy Herminii, z jakim się nigdy nie rozłączał, i które wsuwał pod poduszkę przed udaniem się na spoczynek. Słyszeliśmy, jak baron mówił do siebie: „Będę go miał."
Mimo, że to był początek jesieni, niezbyt korzystna pora dla przedstawień teatralnych w Gymnase, dawano po raz pierwszy pięcioaktową komedję, w której dyrektor pokładał wielkie nadzieje.
Ta sztuka, pierwsze dzieło młodego człowieka, wzbudziła żywo ogólne zaciekawienie, nie tylko z przyczyny zupełnie nieznanego nazwiska autora, lecz więcej jeszcze z przychylnego ocenienia tej pracy przez słynnych znawców francuskiej komedji.
Cały artystyczny, elegancki Paryż, nie przebywający ani na willegiaturze, ni w stacjach klimatycznych, zebrał się na to przedstawienie.
Za opuszczeniem zasłony po akcie trzecim, jednomyślne brawa i przywoływania oznajmiały sympatję wyborowej publiczności, tak dla samego dzieła, jak jego wykonawców.
Niektóre z osób wchodzących do naszej powieści, były zarówno obecnemi w teatrze.
Przedewszystkiem baron de Croix-Dieu przy wejściu do orkiestry. Nieco dalej, w trzecim rzędzie krzeseł, stał Andrzej San-Rémo. zwrócony plecami do sceny. Nakoniec w loży wprost siedział z żoną pan de Grandlieu.
Herminia ubrana była w suknię blado-błękitną; w lewej ręce trzymała wspaniały bukiet z parmeńskich fiołków, prawą zaś poprawiała zlekka jedwabiste zwoje swych włosów.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/68
Ta strona została przepisana.