— Mój chłopcze, rzekł Croix-Dieu do markiza San-Rémo, zaczekaj tu na mnie chwilę. Dostrzegłem kogoś z kim potrzebuję się widzieć.
I nie czekając na odpowiedź Andrzej pobiegł za rzezimieszkiem, a doścignąwszy go rzekł z cicha:
— Masz pugilares?
— Mam.
— Dawaj go.
— Wszak pan wiesz warunki: Dane za dane.
— Masz swoje dziesięć luidorów! rzekł Croix-Dieu dając pieniądze.
— Oto jest przedmiot żądany. Zulmo! to dla ciebie, dla ciebie!
Baron drżący z radości, pochwycił pugilares. Rzezimieszek wsunąwszy w kieszeń sztuki złota wybiegł z pośpiechem z teatru.
Wszystko to zostało dokonanem w ciągu dwóch minut.
Filip powrócił do Andrzeja stojącego w temże samem miejscu, a wziąwszy go pod rękę, rozpoczął z nim przechadzkę po korytarzach, przerwaną wkrótce dzwonieniem oznajmującem, iż ostatni akt się rozpocznie.
— Wracajmy, rzekł San-Rémo. Już czas.
— Wracaj mój drogi chłopcze, odparł Croix-Dieu, ja cię pożegnam.
W ciągu dziesięciu minut Croix-Dieu przybył na ulicę św. Łazarza.
Zamknąwszy się w swojej sypialni, wyjął z kieszeni ów cenny pugilares, o którego zgubie San-Rémo nic jeszcze niewiedział.
Baron wyjąwszy z pugilaresu listy, przypatrywał
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/76
Ta strona została przepisana.