w ręce której mógł wpaść ów pugilares, znała pismo pani dc Grandlieu?
Zredagowawszy to krótkie, jakie znamy, ogłoszenie, San-Rémo był pewien, że ono przyniesie mu skutek pożądany.
Znaki telegraficzne Herminii poprzedniego wieczora w teatrze Gymnase, powiadomiły go, że ukochana przybędzie dnia tego o drugiej godzinie na ulicę Castellane.
San-Rémo uprzedził godzinę schadzki, był jednak smutnym, niespokojnym, wstrząsanym złemi przeczuciami, i zapytywał z przestrachem sam siebie, czy zdoła ukryć przed wicehrabina swoje obawy?
Uderzyła druga godzina na pobliskim wieżowym zegarze. Czas biegł, minuty upływały. Minął kwadrans, a potem jeszcze pół godziny.
Herminia zwykle tak punktualna, nie przybywała.
Niewysłowiona trwoga opanowała młodzieńca; zdawało mu się, że jego przewidywania przybierają ciało, że widma wykołysane wyobraźnią, stają przed nim jako żyjące istoty, że straszny wypadek nastąpi za chwilę i że pani de Grandlieu była już zgubioną, a zgubioną z jego winy.
Męka młodego człowieka doprowadzała do szału.
Nakoniec szmer lekki, tak oddawca oczekiwany dał się słyszeć na schodach.
Młodzieniec ożywiony nagłe, zerwał się z krzesła, nasłuchiwał przez krótką sekundę, i otworzył drzwi właśnie w chwili, gdy przybywająca przestępowała ostatni stopień schodów. Wicehrabina chwiejąc się padła w jego objęcia, gdzie trzymał ją okrywając pocałunkami.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/81
Ta strona została przepisana.