tych szczegółach, jakie znał tak dobrze, i które z taką miłością przygotowywał dla Herminii, i miał już iść dalej, gdy jego spojrzenie padło na, hebanowy kłęcznik w koronkę rzeźbiony.
Mówiliśmy na początku niniejszej powieści, iż na tym klęczniku znajdowała się czarna aksamitna poduszka, i książka do nabożeństwa ręcznie pisana, ozdobiona miniaturami, a nad klęcznikiem na ścianie, mały krucyfiks srebrny z wyobrażeniem ukrzyżowanego Chrystusa na czarnem drzewie.
Skromny ten krzyżyk stanowił dziwną sprzeczność z okazałością artystyczną przedmiotów rozmieszczonych wokoło niego.
Wicehrabia drgnął w chwili, gdy jego spojrzenie padło na czarny, drewniany krucyfiks ze srebrnym Chrystusem.
Zatrzymał się w miejscu. Zmienił się nagle jego wyraz twarzy. Groźne to i rozirytowane oblicze, wyrażało boleść i rezygnację.
— Cóżem chciał uczynić? wyjąknął, padając na kolana w pobliżu klucznika. Mamże ją prawo oskarżać? Mogęż jej złorzeczyć? karać bez litości, ja, który tym sposobem złamałbym przysięgę daną umarłej?
Wzniósł ręce do krucyfiksu.
— Święty obrazie, zawołał, Ty, który przyjąłeś ostatnie tchnienie i ostatni pocałunek owej męczennicy, Ty, który byłeś jedynym świadkiem mego uświęconego przysięgą zobowiązania. Ty mi otwierasz oczy i umysł, wiodąc na drogę honoru, z którego nie zboczę już teraz!
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/100
Ta strona została przepisana.