jakiegoś ukrytego akcessorjum, dokonano tego umyślnie, dla osiągnięcia większego złudzenia.
— Otóż byliśmy w błędzie! rzekł Jobin. Przypatrz się pan dobrze. Niektóre części tej czarnej wstążki, silnie przyszyte, trzymają się jeszcze przy tkaninie. Środek kokardy został przeciętym i wyrwanym pociskiem strzału, a głębokie skaleczenie ręki artystki, świadczy o drugim strzale tego samego rodzaju.
— Któż był tym potworem?
— Może go odkryć zdołamy. Zejdźmy do teatru, jeśli pan zechcesz?
— Dobrze, idźmy tam teraz.
Tłum figurantów w kostjumach, maszynistów, służby teatralnej, zapełniał scenę, rozprawiając o nastąpionym wypadku, i oczekując z widocznym wzruszeniem i niepokojem wiadomości o Dinie, szczerze przez wszystkich kochanej.
Reżyser podbiegł na spotkanie wchodzących.
— Co pan komisarz rozkaże? zapytał.
— Czyń pan to, o co mój towarzysz prosić cię będzie, odrzekł, wskazując Jobin’a.
Reżyser się ukłonił.
— Powiedz mi pan, zaczął agent, czy owa lina, jaka powinna była utrzymać artystkę, a która tak źle spełniła swój obowiązek, była już tyle zużytą, i w tak złym stanie, iż zerwać się musiała?
— Nie panie! była zupełnie nową i silną. Kupowałem ją sam przed ośmioma dniami; mogła unieść ciężar dziesięciu ludzi.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/11
Ta strona została przepisana.