— Mylisz się, odpowiedziała. Nie mam ani jednego świstka, ani jednej jego litery.
— To znaczy, iż zdaje ci się, że nic nie masz. A ja cię upewniam, że dowód tu się znajduje.
— Gdzie?
— W biurku, przeniesionem z pracowni Jerzego.
— Czy zapominasz, że szukaliśmy razem w tem biurku aktów księcia Aleosco, odpowiedziała Fanny. Nic wtedy nie znaleźliśmy.
— Bo natenczas żadne z nas nie wiedziało o tajemniczej skrytce, o istnieniu której dowiedziałem się dopiero przed godziną.
— Cóż jest na tym papierze?
— Przeczytasz sama. Chcę ci pozostawić tę radość.
— Czy podobna, ażeby Jerzy odjeżdżając, nie zabrał z sobą dowodu jaki zgubić go może?
— Tego ja ci wytłumaczyć nie umiem. Wspomnij jednakże, że on wtedy stracił zupełnie prawie przytomność.
— W jaki sposób zostałeś o tem powiadomiony? badała dalej pani de Tréjan. Od kogo posiadłeś tę tajemnicę? Bo niepodobna ażeby ci Jerzy sam o tem powiedział.
— Ma się rozumieć że to wiem nie od niego. Jerzy chcąc jednak naprawić swoje zapomnienie, a nadewszystko chcąc wyrwać z rąk twoich tę broń niebezpieczną, zwrócił się z propozycją w tym względzie do pewnej osobistości, i polecił jej za dość wysokiem wynagrodzeniem zakraść się do pałacu, otworzyć biurko kluczem dobranym, i wydostać zeń ów papier. Pomie-
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/110
Ta strona została przepisana.