Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/152

Ta strona została przepisana.

„Konopiastym“. i twoja sprawa, mój panie Tamerlan, wzięłaby bardzo zły obrót, gdyby baron Croix-Dieu, twój bliski towarzysz, nie był wziął na siebie uregulowania rachunku ze sprawiedliwością otruwszy cię dziś rano.
Sariol począł drzeć na calem ciele. Zęby mu szczękały, oczy nadmiernie się powiększyły.
— Otruwszy mnie? wykrzyknął chrypliwie. Jestem więc otrutym? Co mówisz?
— Tak, niestety!
— Mimo to, ocalicie mnie. Będziecie mieli litość nademną. jęczał żałośliwie. Nie pozwolicie mi umrzeć bez ratunku, wszak prawda?
— Ten pan, którego tu widzisz, jest doktorem, rzekł Jobin, czynił wszystko co było w jego mocy.
— I coż?
— Ha! cóż? powiedział nam z żalem, iż wątpi ażeby cię mógł ocalić.
— Jednak, zawołał Sariol, jakkolwiek słabą byłaby nadzieja utrzymania mnie przy życiu, ona istnieje. Niech próbują, niech walczą ze złem. Na miłość Boską ratujcie mnie panowie! Pójdę jako skazaniec na galery, jeżeli trzeba, ale darujcie mi życie! Ratujcie mnie, ocalcie! Ja nie chce umierać!
Głębokie milczenie zapanowało w około nędznika. Zrozumiał że wyrok został nań wydanym bez odwołania, czuł, że jest zgubionym i gniew gwałtowny zastąpił u niego miejsce rozpaczy.
— I to on, on mnie zabił! wykrzyknął z rodzajem dzikiego wycia. On! mój wspólnik. On, który mnie po-