Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/156

Ta strona została przepisana.

samemu miejscu.
I nagle oboje znaleźli się naprzeciw siebie, przed okratowaniem pałacyku.
Spotkali się wołając jednocześnie:
— Ty? wjąknął San Rémo. Ty tu?
— Ja! odrzekła pani de Grandlieu, zaledwie dosłyszanym głosem. Jestem zgubioną! Ty jeden zostałeś mi tylko na świecie, przychodzę zatem do ciebie. Ocal mnie! Nie wypędzaj!
— Ciebie wypędzić? drogie, ukochane dziecię, powtórzył młodzieniec, przywiedziony nagle do przytomności. tą straszną rzeczywistością. Rozporządzaj mem życiem. Czyż ono jednak starczy na wynagrodzenie cierpień, jakie przechodzisz z mojej przyczyny?
Poprowadziwszy wicehrabinę do pałacu, Andrzej usiłował ją orzeźwić, uspokoić, pocieszyć, poczem pytać o szczegóły ją zaczął.
Opowiadanie nieszczęśliwej było bardzo krótkiem.
Wiemy co mu opowiedziała.
— A teraz, skoro wiesz wszystko, dodała ze łkaniem, nie pozostawiaj mnie tu u siebie. Lękam się. On może przyjść mnie szukać. Zaprowadź mnie gdziekolwiek. Zaprowadź jak najdalej, i ukryj mnie, ukryj tak, ażeby mnie on nigdy nie odnalazł, i nigdy nie natrafił na moje ślady. Niech pozostanę zmarłą dla niego!
— Bądź spokojną, odrzekł z wzruszeniem San-Rémo. Nikt szukać cię nie przyjdzie w tem świętem schronieniu. jakie się otwiera dla ciebie. Pójdź ze mną Herminio Pójdź prędko.
— Gdzie mnie chcesz uprowadzić? pytała.