— Maszyniści byli już na scenie, gdym przybył odrzekł reżyser. Wszak ojciec Eustachy będzie mógł najlepiej objaśnić nas co do tego. Hej!.. ojcze Eustachy! zawołał.
Stary maszynista przybiegł z pośpiechem.
— Najpierwszy przybył „Duży Ludwi“ „Konopiasty“ zwany, rzekł na uczynione sobie zapytanie. Nie zachodzi żadna wątpliwość w tym względzie, ponieważ chwaliłem go nawet za jego punktualność. Patrzyłem nań z głębi. Chodził w tę i ową stronę, jak niedźwiedź, w klatce zamknięty. A na moją pochwałę, odrzekł, iż przyszedł dziś po raz ostatni. Uprzedził, aby nie liczyć nadal na niego, bo dostał kurczów w rękach z tej ciężkiej roboty; ztąd woli pójść otwierać drzwiczki u powozów na bulwarach, lub zbierać odpadki cygar.
— Ów „Duży Ludwik“ vel „Konopiasty“ pytał Jobin, nie jestże to wysoki, szczupły mężczyzna, w starym paltocie, z przyczesanemi na skroniach puklami, z kapciuchem od tytuniu, zawieszonym przy butonierce i pogiętym na głowie kapeluszu?
— Tak, tak! zawołał ojciec Eustachy. Doskonale odwzorowałeś pan jego postać. To on!
— Spotkałem tego człowieka wchodząc po za kulisy, po tem nieszczęściu, rzekł agent, zwrócił on moją uwagę ponieważ ma bardzo podejrzaną fizjonomię. Przyprowadź mi tego „Dużego Ludwika“ chcę z nim pomówić.
Ojciec Eustachy szukać go zaczął.
Po upływie minuty wrócił z oznajmieniem, iż ów pomocnik maszynisty gdzieś zniknął bez śladu.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/16
Ta strona została przepisana.