zabijać wciąż, zabijać bezprzestannie, do ostatniej chwili zgonu!
Agent, wysłany przez Jobin’a, powrócił, przyprowadziwszy z sobą sześciu strażników miejskich, śmiałych, przezornych, odważnych, wyćwiczonych w dobrej szkole. Prócz tego, przyniósł z sobą drąg zaostrzony na końcu, jakich używają do wydobywania bruku z ulic, podczas reperacji.
Jobin umieścił dwóch miejskich strażników na dwóch końcach korytarza.
— Podważyć silnie te drzwi, rzekł do dwóch drugich, wskazując główne wejście. Wyłamcie je, jeśli możecie, a nadewszystko róbcie wielki hałas, o to głównie nam chodzi. Jest to fałszywy atak. Prawdziwy odbędzie się wewnątrz mieszkania. Ten będzie najniebezpieczniejszy, i ten ja zachowuję dla siebie!
Miejscy strażnicy posłuszni wydanemu sobie poleceniu, poczęli czynić piekielny hałas. Spruchniałe ramy drzwi starych, silnie podważanych, trzeszczeć poczęły. Szafa i komoda, chwiejąc się, drżały.
Croix Dieu, z palcem przyłożonym na cynglu broni, gotów był dać ognia do pierwszego z ukazujących się we drzwiach.
Jednocześnie Jobin wsuwał spokojnie koniec żelaznego drąga pod drzwi boczne. Znalazłszy punkt oparcia. podważył je tak silnie tą sztabą żelazną, że zamek wraz z zasuwkami wyskoczyły, a drzwi wyszedłszy z zawias, upadły z łoskotem na środek pokoju, wywracając fotele, i tworząc pomost, na którym ukazał się Jobin wraz z dwoma agentami, a podnosząc w ręku
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/180
Ta strona została przepisana.