Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/184

Ta strona została przepisana.

— Jest więc Bóg!
Zęby mu szczękały. Wielkie krople zimnego potu, spływały po czole, jak łzy. Straciwszy równowagę, upadł na łóżko zakrwawiony.
Agonia się rozpoczęła.
Krótkiem, lecz strasznem było to jego konanie.
W dziesięć minut później ów szatan, nazywający się Loc-Earnem, Fryderykiem Müller i Croix-Dieu, umknął przed ludzką sprawiedliwością, by stanąć przed najwyższym sędzią, przed którym nic się ukryć nie zdoła!

∗             ∗

W tydzień po zgonie wicehrabiego Armanda de Grandlieu. Henryka d’Auberive wręczyła Herminii list otwarty Andrzeja. Zawierał on co następuje:
„Człowiek szlachetny, wspaniałomyślny, którego opłakujesz, a ja podziwiam i wielbię, zmarł z przebaczeniem na ustach. Moja matka powtórzyła mi jego ostatnie wzruszające słowa. Mówił: „Odchodzę smutny, opuszczając ciebie, wszakże zadowolony, iż pozostawiani ci wolność“.
„Herminio. pozwolisz że mi kiedyś, gdy się uspokoi twe serce, pogrążone w boleści, nadać ci moje nazwisko“.
Nazajutrz San-Rémo otrzymał następującą odpowiedź:
„Zdrada, spełniona przez nas i śmierć tego sprawiedliwego zmarłego skutkiem tej zdrady, wydrążają przepaść pomiędzy nami! Kochać cię będę zawsze, Andrzeju, wszak nie zobaczymy się już więcej!
Jutro twoja matka zawiezie mnie do klasztoru, w