którym przepędziła lat dwadzieścia. Ztamtąd nie wyjdę już więcej.
„Będzie to karą! zadośćuczynieniem! Żegnam cię na zawsze“.
— Stracona! na zawsze stracona! wołał w rozpaczy San-Rémo. Och! moja matko, moja matko! jak żyć z tym bólem w sercu?
— Żyć będziesz dla mnie, moje dziecię, odpowiedziała Henryka, gdyby w istocie wszystko straconem być miało. Mówię ci jednak: Miej nadzieję.
— Czegóż się mogę spodziewać? Na co oczekiwać? wołał zrozpaczony młodzieniec. Wszakże, słyszałaś matko, Herminia jutro się zamknie w klasztorze.
— Jako dama świecka, pensjonarka, lecz nie zakonnica. Pani de Grandlieu jest młodą, ma długą przyszłość przed sobą. Sprawiedliwość Boża i miłosierdzie nie przeznacza kary bez końca. Miej nadzieję, Andrzeju, iż nadejdzie dzień, gdzie zadośćuczynienie i pokuta się skończą, a jutrzenka szczęśliwszej doli zabłyśnie!
∗
∗ ∗ |
Upłynęły lata. Herminia pozostaje ciągle w klasztorze.
Henryka d’Auberive każdomiesięcznie przebywa u niej przez tydzień. Niedaleką zdaje się chwila, w której wicehrabina de Grandlieu zostanie markizą de San-Rémo.
Andrzej nie zna nazwiska swojego ojca, nigdy o niem się nie dowie.
Majątek, skradziony przez Filipa Croix-Dieu hrabi-