łem młodym kiedyś. Wypadek ten sprawia panu wiele zmartwienia.
— Ach! panie, zawołał młodzieniec, podobnie ciężkiej zgryzoty nie doznawałem jeszcze w mem życiu!
— Obecnie jednak już się pan uspokoiłeś zapewne. Posyłałem dziś rano do panny Bluet, powiedziano mi że się ma znacznie lepiej.
— W rzeczy samej; możemy mieć teraz nadzieję, że popełniona zbrodnia nie wywołała okropnych następstw dla artystki, jakie sprowadzić byłaby mogła.
— Zdaje się, że pan bardzo kochasz to dziewczę.
— Tak panie. Kocham ją z całej mej duszy, a szanuję o tyle, o ile ją kocham!
— To uczucie zaszczyt panu przynosi! Tak rzadko dziś widzieć można prawdziwą miłość.
— Postanowiłem zaślubić pannę Bluet.
— Bardzo słusznie, aprobuję to w zupełności. Cnota wynagrodzona. Jesteś pan bogatym?
— Za dwa miesiące dochodzę do pełnoletności, rzekł Gavard, a wtedy odbiorę po moim ojcu sześć miljonów.
Dyrektor spojrzał na mówiącego z osłupieniem, a uniósłszy się nieco na fotelu, złożył ukłon w oznakę uszanowania dla ich wysokości sześciu miljonów.
— Otóż przychodzi mi myśl pewna, zaczął siadając, myśl dobra, na jaką uśmiechniesz się pan zapewne. Troski, wypływające z kierowania teatrem, ciążyć mi poczynają. Pomówmy z sobą otwarcie. Będę bardzo przystępnym. Kup pan odemnie mój teatr?
Teraz Oktawiusz osłupiał z kolei.
Kupić pański teatr? powtórzył, na co? Cóżbym
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/21
Ta strona została przepisana.