— Napiszę pocztą do niego.
— Gdy list nadejdzie, oddamy mu go, skoro powróci.
Ow sposób udzielania wymijających odpowiedzi, wynikał widocznie z naprzód ułożonego planu. San-Rémo nie nalegał dłużej odszedł pogrążony w głębokiej zadumie.
Co znaczyła nieobecność tego człowieka w godzinach, w których miał się porozumieć o otrzymanie w zamian za owe kompromitujące listy, tak wielkiej sumy pieniędzy?
Miałaż ta jego nieobecność oznaczać nowe niebezpieczeństwo, może bardziej groźne niż pierwsze?
Andrzej nie umiał sobie odpowiedzieć na ową kwestję, wszak to, co jemu zdawało się być niewytłumaczonem, dla nas jest rzeczą nader prostą.
Croix-Dieu po dokonanej kradzieży klejnotów, najmocniej przekonany, że tak San-Rémo, jak i Herminia, nie zdołają zebrać żądanego miljona, ani nawet choćby i jego części, osądził, iż byłoby całkiem bezużytecznem przebierać się za owego Zimmermanna, jak się przebrał za Samuela Kirchen, i odegrać tę rolę obecnie bez celu, w wynajętem czasowo mieszkaniu.
Wymijające odpowiedzi odźwiernej, przekonywały, iż ta kobieta postanowiła nie skompromitować, tajemniczego a szczodrobliwego lokatora, który obok wyliczonej naprzód za cały kwartał zapłaty, wsunął jej w rękę banknot stu frankowy.
Andrzej wszedłszy do kawiarni, zażądał ćwiartki papieru, na którym nakreślił:
„Byłem w pańskiem mieszkaniu, chcąc traktować
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/37
Ta strona została przepisana.