— Zobaczysz jął odpowiedziała panna d’Auberive, ujrzysz niezadługo, ponieważ jej najgorętszem życzeniem jest złożyć pocałunek na twojem czole.
— Dla czego opóźniać tę chwilę? Dla czego pozostawiać moją matkę w oczekiwaniu? pytał San-Rémo.
— Ona pragnie się przed tem upewnić, czy twoje serce napełnione może dla niej urazą, otwarło by się dla jej tkliwego uścisku, czy jej przebaczysz winę opuszczenia ciebie, jakiej ona sobie przebaczyć nie może.
— Upewnij ją pani o tem. Upewnij, błagam, coprędzej, wołał Andrzej z gorącem uniesieniem. Powiedz, że syn nie ma jej nic do przebaczenia, bo przebaczenie udziela się za popełnioną winę, a moja matka w niczem przewinić nie mogła! Powiedz, że na nią oczekuję, że gotów ją jestem ukochać. Powiedz jej więcej jeszcze, co będzie najczystszą prawdą, powiedz, że nie znając jej, kocham ją już z całej duszy!
Lazurowe źrenice oczu panny d’Auberive radosnym blaskiem zajaśniały, żywy rumieniec okrasił jej matowo blade policzki.
— Tak, wyjąknęła zaledwie dosłyszanym głosem; powtórzę jej to wszystko! O jak będzie ona szczęśliwą!
— Wątpiła więc o mnie? pytał młodzieniec.
— Nie wiedziała sama co myśleć.
— To źle! odpowiedział. Serce synowskie matka od razu osądzić powinna. To serce uwielbiać tylko ją może! Powiedz mi pani, kiedy zobaczę moją matkę?
— Wkrótce, niezadługo.
— Wkrótce, to znaczy dziś?
— Nie! dziś niepodobna!
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/46
Ta strona została przepisana.